To historia nadająca się na scenariusz filmowy. Henryk Onak, mieszkaniec jednej z podtoruńskich wsi, skarżący się od lat na reumatyzm, nadciśnienie tętnicze i chorobę serca, miał wyjątkowego pecha. W 1991 roku trafił do kardiologa, który osłuchawszy go stwierdził, że... ma do czynienia z chorobą psychiczną. Co kierowało lekarzem, nie wiadomo. Jednak ta rzadka, w ustach specjalisty od chorób serca, diagnoza przylgnęła do Henryka Onaka na lata.
Żona Henryka Onaka, twierdziła, że ten znęca się nad nią, dusi, grozi śmiercią. Lekarze powołują się na jej słowa i podkreślają, że nie byli zobowiązani do ich weryfikacji. - Ta kobieta była pouczona o odpowiedzialności karnej - broni się doktor Wioletta Jarosz-Nowakowska, która podpisała świadectwo lekarskie do wniosku o przymusowe umieszczenie Onaka w szpitalu.
Tymczasem rodzina, dzieci i sąsiedzi Onaków nie mają wątpliwości, że to pan Henryk jest w tym sporze ofiarą. Współczują mu i bardzo chcieli podzielić się swoimi odczuciami z sądem. Temu jednak wystarczyła jednoznaczna opinia biegłych psychiatrów i nie wchodził w spór o rodzinny majątek.
- Skoro uważałem się za zdrowego psychicznie i nie chciałem brać leków, uznano by to za objaw choroby - snuje logiczne przypuszczenia. - Gdyby nie moje odwołanie i pomoc specjalistów ze Szczecina i Bydgoszczy, pewnie siedziałbym w szpitalu w Świeciu do końca życia.
„Nie stwierdzono cech choroby psychicznej, zwłaszcza schizofrenii”, „Nie wymaga leczenia w Poradni Zdrowia Psychicznego” - orzekli lekarze ze Szczecina i Bydgoszczy.
Dzięki tym fragmentom wypisów szpitalnych Henryk Onak nie jest dziś w zakładzie zamkniętym. Jednak Sąd Rejonowy w Golubiu-Dobrzyniu zdążył już wcześniej wydać wyrok w sprawie umieszczenia go tam bez jego zgody. Decydujące znaczenie miała opinia sądowo-psychiatryczna wydana przez Jana Koziełła i Macieja Masztalerza.
Zasady sztuki
Doktor Górecki do dziś uważa Henryka Onaka za chorego psychicznie, doktor Koziełł zapewnia, że w ocenach kierował się zasadami sztuki.
- To rzeczywiście bulwersująca sprawa, która uderza w całą psychiatrię - przyznaje profesor Aleksander Araszkiewicz, szef Katedry i Kliniki Psychiatrii Collegium Medicum UMK i wojewódzki konsultant ds psychiatrii.
Jacek Kiełpiński
no cóż, ci starsi panowie psychiatrzy z Torunia wymienieni w artykule zatrzymali się w swoich umiejętnościach lekarskich na latach swoich studiów, a z wiekiem nabrali rutyny i samouwielbienia. Przy nich młodsi też głupieją i wydają bezpodstawne diagnozy, lecząc tym co im firmy farmaceutyczne pod nos przyniosą. Może na zasłużoną emeryturę już dawno powinni się udać, a nie niszczyć ludzi aplikując im leki na chybił trafił
OdpowiedzUsuń