To że Marek W. podczas testów psychologicznych w zaprezentowanych mu plamach dostrzegł ptaka, spowodowało, że biegły psycholog napisał, że cechuje go brak stabilizacji i skłonność do zmian. Opinia przygotowana została dla sądu, który miał rozstrzygnąć, czy może on sprawować opiekę nad. swoim synem.
Testy polegające na subiektywnej interpretacji przez psychologa skojarzeń, jakie wywołują u badanego narysowane plamy, są niejednokrotnie podstawą wydawania wyroków w sądzie. Ponad stu naukowców, psychologów-praktyków i studentów protestuje przeciwko stosowaniu tzw. testów projekcyjnych przez psychologów sądowych i klinicznych.
Adwokat Rafał Wąworek ze stowarzyszenia Centrum Praw Ojca i Dziecka opowiada o sprawie swojego klienta Marka W., który wraz z żoną i dziećmi wyjechał do Anglii. Kiedy małżonkowie postanowili się rozejść, starszy syn wrócił z ojcem do Polski. Chłopak miał 14 lat. Marek W. jest wysoko wykwalifikowanym inżynierem elektronikiem i bez problemu znalazł dobrą pracę w Polsce. Jego żona zażądała – wbrew woli dziecka - aby starszy syn wrócił do niej. Sąd podejmując decyzję poprosił biegłego psychologa o opinię. - Ponieważ mój klient w pokazanej mu plamie dostrzegł ptaka, biegły psycholog na tej podstawie uznał, że cechuje go brak stabilizacji i skłonność do zmian – opowiada mecenas. – Chłopiec został mu odebrany. Dodaje, że gdyby jego klient był zawodowym żołnierzem, mógłby zobaczyć pistolet. - Wtedy aż strach myśleć, do jakich wniosków doszedłby interpretujący test psycholog - dodaje. Mecenas Wąworek twierdzi, że nie ma nic przeciwko opiniowaniu spraw przez biegłych psychologów. Chciałby jednak, aby posługiwali się metodami mniej arbitralnymi.
Inny pokrzywdzony Mariusz D. od pięciu lat zmaga się z piętnem pedofila i kazirodcy. Zawiadomienie do prokuratury oparte zostało o ekspertyzę psychologa sporządzoną na podstawie testów projekcyjnych przeprowadzonych u jego dzieci. Żona Mariusza D. po kilkunastu latach małżeństwa kazała mu wyprowadzić się z domu. Podejrzewała go o zdradę. Później zażądała od niego gigantycznych pieniędzy. Gdy ten odmówił, oskarżyła go o molestowanie dwójki dzieci. Po pięciu latach sprawę umorzono, a dzieci decyzją kuratora przebywają z ojcem. Matka odwiedza je dwa razy w miesiącu. – Nikt nie jest w stanie zrozumieć, jak bardzo zostałem skrzywdzony i ile się nacierpiałem przez te pięć lat – opowiada Mariusz D. – Co gorsza wyrok sądu nie mówi, że nie było molestowania dzieci, tylko, że brak jest dowodów - dodaje.
Opinia biegłego