Jugendamty na potęgę odbierają naszym rodakom dzieci, powołując się na ich dobro. Walczących o swoje dzieci rodziców również może spotkać sądowa niespodzianka w formie nakazu „leczenia neuroleptykami”. Przypomnijmy: są to substancje niemające właściwości leczniczych, a jedynie paraliżujące neurony, a ich przymusowe podawanie zakazał w lipcu 2012 Najwyższy Sąd Niemiec.
Praktyka jest prosta
Pojawia się pismo, w którym na podstawie § 1666 BGB (Buergerliches Gesetzbuch) postanawia się odebrać dziecko rodzinie X na bazie podejrzenia o zagrożeniu jego dobra. To wystarczy. Pukanie do drzwi, policja, kilka osób po cywilnemu. Rodzice mogą tego oczywiście nie rozumieć i walczyć o dziecko, które nagle „ktoś chce porwać”, pokazując jakiś papierek urzędowy.
Czysty horror, wydawałoby się?
Nie! To 75 razy dziennie teraźniejszość w Niemczech, bo tyle dzieci w tym „nowoczesnym, demokratycznym, socjalnym, etc. Kraju” porywa „Jugendamt” każdego dnia. Mało tego - porywa się też każdego dnia dorosłych. W ich wypadku 650 razy dziennie (tą „robotą” zajmuje się tzw. Sozialpsychiatrischer Dienst (SpD), który nie nosi broni, a korzysta z pomocy policji, która na jego polecenie strzela, jakby kto stawiał opór.
Wyroki najwyższych instancji wstrząsnęły niemiecką psychiatrią
która ruszyła do medialnej kontrofensywy. W mediach na co dzień wielka psychiatryczna propaganda mąci ludziom w głowie, jacy to niebezpieczni ludzie teraz „będą zagrażać naszemu życiu”. Psychiatrzy płaczą wręcz „w trosce o pacjentów” tekstami: co my teraz zrobimy bez przymusu, wszyscy nam pouciekają i stan ich się pogorszy; dajcie nam więcej pieniędzy, dajcie nam więcej personelu, dajcie nam mobilne jednostki do działań interwencyjnych w miejscu zagrożenia i koniecznie przywróćcie „przymus leczenia neuroleptykami”, bo przecież nie damy rady zadbać o zdrowie tych biednych ludzi.
Oprócz takiej propagandy wręcz tajne posunięcia polityczne
powinny zabierać naszym Rodakom w Niemczech sen z powiek! Najpierw 15.11.2012 na Jesiennej Konferencji spotkali się w pośpiechu ministrowie jurysdykcji wszystkich landów pod przykrywką zmian ustaw w prawie w ogóle nie dotyczącym tematu "przymusu leczenia".
Na spotkaniu ustalono jedynie do protokołu, że „przymus leczenia neuroleptykami” musi mieć podstawy prawne... jest więc propozycja nowej ustawy... nr taki a taki... nie ma alternatywnych propozycji?... Nie ma... Dziękujemy... Pozycja następna, nr taki, a taki...
I tak w formie protokolarnej przechodzi coś, co właśnie zostało zakazane i wraca do rzeczywistości jeszcze dobitniej, bo fachowcy już się o to postarali, żeby była możliwość na zamknięcie „na leczenie neuroleptykami” dosłownie każdego. Tego samego wieczoru w wiadomościach niemieckich dowiedzieliśmy się, że ministrowie uchwalali coś w kwestii ochrony danych na Facebooku, uchwała o „przymusie leczenia neuroleptykami” pojawiła się jedynie w jakimś zakamarku na stronie ministerstwa jurysdykcji, a jej znalezienie możliwe było tylko w przypadku rzeczywistego zainteresowania tematem. Na 19.11. zaplanowano przegłosowanie ustawy i tylko dzięki niemieckim aktywistom ruchu na rzecz zakazu „przymusu leczenia psychiatrycznego” udało się taki obrót sprawy powstrzymać.
Im więcej czasu mija, tym gorzej dla psychiatrii,
gdyż z różnych końców republiki meldują się już głosy, że zakaz przymusowego „leczenia neuroleptykami” miał w minionym pół roku pozytywny wpływ na samopoczucie „pacjentów”, którzy skorzystali z sytuacji i odmówili dalszego przyjmowania tych trujących substancji. Niektórzy fachowcy chwalą nagle, że dzięki temu okazało się, iż bez „przymusowego leczenia neuroleptykami” udaje się poszkodowanym dużo łatwiej stanąć na nogi.
Wielu korzysta w międzyczasie z form alternatywnych, co skutecznie poprawia ich samopoczucie. W podobny sposób opowiedział się w swoim komunikacie Zjazd Sędziów Sądów Rodzinnych...
Panika wśród psychiatrów i polityków
Przyblokowanie błyskawicznego wprowadzenia nowej ustawy oznacza, że trzeba powołać komisję, podjąć się publicznej dyskusji z kręgami fachowców, ze stowarzyszeniami pozarządowymi, etc. To wszystko kosztuje czas i teoretycznie taka ustawa mogłaby się pojawić dopiero w połowie 2013 roku. Dla psychiatrów i ich lobby taka zwłoka czasowa może jednak oznaczać, że „ilość zachorowań” w tej „dziedzinie” już drastycznie spadnie, a ludzie zaczną zadawać pytania o cały ten chemiczny brud i o odpowiedzialność za przypadki śmierci w psychiatrykach (np. w roku 2010 zmarło w niemieckiej psychiatrii 10 tys. osób - taką kwotą operowano podczas jednej z komisji fachowców w październiku 2011 r. w Urzędzie Kanclerza).
„Nowa Ustawa” do końca roku?
Na 10.12.2012 w pośpiechu powołano „Komisję Prawną”, która w eksternistyczny sposób ma umożliwić wprowadzenie „nowej ustawy” jeszcze w grudniu tego roku. Zaproszono wygodnych „dyskutantów” i odbędzie się niby „narada z obecnością Osób Dotkniętych”, która posłużyć ma jako przykrywka „otwartej dyskusji publicznej”. W ten sposób rząd niemiecki chce odfajkować obowiązek „debaty publicznej” i jeszcze w tym roku wprowadzić te sprzeczne z konstytucją ustawy w życie, co będzie już oznaczało tyranię, gdyż każda osoba, która mieszka na terenie Niemiec będzie mogła być poddana „przymusowemu leczeniu neuroleptykami” zawsze wtedy, kiedy tak ustali psychiatra...
Autor: Andrzej Skulski , artykuł pochodzi ze strony: http://interia360.pl/swiat/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga. Od lutego 2013 roku komentarze mogą ukazywać się ze znacznym opóźnieniem
Możesz użyć następujących atrybutów HTML:
Tekst pogrubiony: <b>twój tekst... </b>
Tekst pochylony: <i>twój tekst...</i>
Odnośnik (Link): <a href="adres strony">widoczna nazwa</a>
Adres e-mail: <a href="mailto:wstaw adres e-mail">nazwa</a>