9 lat mija, od chwili 53-letni Stanisław Kędzior z Rudy Różanieckiej zachorował na schizofrenię. Jego brat złożył w sądzie wniosek o ubezwłasnowolnienie, a sam stał się prawnym opiekunem chorego. Stanisław Kędzior nie ma teraz żadnych praw: nie może wynająć mieszkania, zawrzeć małżeństwa, kupić samochodu, a nawet napisać testamentu. Nie może też decydować o tym, gdzie chce mieszkać, a wcale nie podoba mu się dom opieki społecznej, w którym umieścił go brat. Niestety nie może też złożyć wniosku, by sąd uchylił decyzję o ubezwłasnowolnieniu. 2 lata temu poskarżył się na to do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Nie wiadomo jednak, jak długo poczeka na decyzję w swojej sprawie. Jest sfrustrowany, bo - jak twierdzi - czuje się już dużo lepiej.
- Niestety takie sytuacje zdarzają się w Polsce dosyć często - mówi dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Kiedy już raz ktoś zostaje sądowo ubezwłasnowolniony, bardzo ciężko jest mu potem to odkręcić - dodaje Bodnar. Problem w tym, że z roku na rok polskie sądy coraz chętniej stosują przepis z Kodeksu Postępowania Cywilnego o ubezwłasnowolnieniu. W 1984 roku praw pozbawionych było 24 tylko tysiące Polaków, w 1999 już 35 tysięcy, a w 2008 liczba ta wzrosła do 60,5 tysiąca.