http://dobraliteratura.pl/
Biorąc do ręki książkę „Spektrum” Krystiana Głuszko nie należy spodziewać się, że po jej przeczytaniu nasz sposób postrzegania świata pozostanie taki jak dotychczas. Poznamy prawdę, której nikt wcześniej nie odkrył i zobaczymy rzeczywistość z perspektywy człowieka cierpiącego. Zatrzyma się czas. Zapomnimy o własnych zmartwieniach. Wsiądziemy do pojazdu pełnego ludzi naznaczonych piętnem psychozy. Do oczu napłyną łzy, a podróż nigdy się nie zakończy.
Taką siłę ma publikacja wydana nakładem Wydawnictwa „Dobra Literatura” w serii „Z wykrzyknikiem!”. Autor, będący pacjentem szpitala psychiatrycznego, opisuje w niej zarówno etapy własnej choroby, jak i odsłania prawdę o nieterapeutycznych praktykach stosowanych przez lekarzy. „Przyjąć – zaleczyć – wypuścić – czekać na powrót” – do tego ogranicza się personel. Nie ma empatycznej rozmowy i rozumiejącej postawy. Brakuje też wsparcia dla bliskich, tak bardzo potrzebnego w walce z chorobą psychiczną. Terminy takie jak: „psychoedukacja” czy „integracja” zostają zepchnięte w niepamięć. Są za to elektrowstrząsy i śpiączka insulinowa, której fazę ocenia się na podstawie dotknięcia stopy kluczem.
Jest Beata, niespełna trzydziestoletnia dziewczyna, która się śmieje, a po kilku dniach staje się kimś zupełnie innym. Dusza cierpi niewymownie, zaś krzyk obija się o puste ściany. Kobieta, która wkrada się do sali konferencyjnej szpitala i na tablicy pisze: „Nazywam się Beata, jestem szalona, ale cieszę się, że Pan Bóg mnie stworzył”.
Czytając szkice Krystiana Głuszko może nasunąć się wniosek: „To nie może być prawda!” albo „Przecież to lekarze! Nie mogliby zrobić czegoś takiego!”. To nie jest jednak fikcja, to życie! Do nadużyć dochodzi wszędzie tam, gdzie władza człowieka nad człowiekiem wymyka się spod kontroli. Za zamkniętymi drzwiami szpitali psychiatrycznych, domów pomocy społecznej, ośrodków terapeutycznych nadmiernie dawkuje się leki psychotropowe i siłą przywiązuje chorych do łóżek usprawiedliwiając to wszystko troską o bezpieczeństwo. Krystian nie bez kozery pisze o tym, że szpital psychiatryczny dla rodzin musiał wyglądać inaczej. Dla rodzin, nie dla chorych, bo to przecież „wariaci”, więc i tak nikt im nie uwierzy.